czwartek, 7 listopada 2013

"W otchłani"-Beth Revis


 http://ecsmedia.pl/c/w-otchlani-b-iext7140120.jpg

Szesnastoletnia Amy zostaje zamrożona na statku zwanym „Błogosławionym”, których poleci i za trzysta lat odwiedzi nową planetę. Mimo że niechętnie zostawia na ziemi swojego chłopaka Jasona i wujków, wyrusza dla swoich rodziców i daje sobie wlewać różne płyny i zamknąć się komorze. Może już nigdy się nie obudzić. Jest wiele „ale” w całej tej misji.
Później, kilkaset lat później, poznajemy Starszego, który urodził się mieszkał na statku. Nigdy nie widział prawdziwego słońca, a jak wygląda życie na ziemi, może on przypuszczać tylko z dokumentów i zdjęć. Do tego ma niedługo zostać przywódcą i władcą. Statek skrywa wiele tajemnic, a on widzi tylko wierzchołek góry lodowej.
Wszystko zaczyna się gdy ktoś próbuje zamordować Amy, przy okazji rozmrażając ją i dając jej okazję na poznanie Starszego oraz zobaczenie co złego dzieję się na „Błogosławionym”.

Przyznam szczerze, że bardzo rzadko sięgam po książki oznaczone sci-fi. Tutaj jednak się nie wahałam. Po pierwsze okładka przyciągnęła moją uwagę i nie mogłam tej pozycji tak po prostu ominąć. Po drugie, zapowiadała się bardzo ciekawie a i recenzje, na które się natykałam prawie zawsze były pozytywne. Więc zaczęłam ją czytać i wpadłam. Zakochałam się w niej i w jej postaciach, bardzo ciekawie wykreowanych. Zarówno Amy jak i Starszy byli głównymi bohaterami i widzieliśmy jak obaj inaczej patrzą na to, co się wokół nich dzieje. Współczułam Amy i dopingowałam Starszemu. Podobało mi się to, jak Najstarszy wyplątywał się z różnych kłamstw i oburzało mnie, że ludzie tego nie zauważają, ale tego też był pewien powód, o którym się dowiecie, jak tylko przeczytacie książkę(a ja nie chcę Wam spojlerować). Trochę kłopotu było z tym, że wszystkie wydarzenia odbywały się na statku, który przyprawiał mnie o klaustrofobię i nie mogłabym sobie wyobrazić życia w zamkniętym pomieszczeniu, którego nie można opuścić, a nawet jakby ktoś chciał to skutkiem tego byłaby niechybna śmierć.

„Błogosławiony” skrywał tajemnice, które krok po kroku odkrywałam razem z bohaterami. Pozycja zawierała wartką akcję,ciekawie przeplatające się wydarzenia, zaskakujące zwroty akcji oraz wszystko czego spodziewałam się lub chciałam ujrzeć w tej pozycji. Nie jestem zawiedziona, nie mogę się doczekać przeczytania następnych części i z czystym sercem polecam:)

„Chciałem cię tylko poznać. Nie wiedziałem, że zniszczę całe twoje życie.”

niedziela, 3 listopada 2013

Niewielki listopadowy stosik

Może niewielki, ale jaki cudowny. Nie mogę się doczekać niektórych pozycji, które już od jakiegoś czasu wołają do mnie z półki "przeczytaj mnie, przeczytaj mnie!"
Ciągle nie wiem jakim cudem znalazłam książki, których szukałam od tak dawna :)


Zacznę od dołu:
1."Diuna"-Frank Herbert
2."Amerykańscy bogowie"-Neil Gaiman
3."Chłopaki Anansiego"-Neil Gaiman (przeczytane, recenzje znajdziecie tutaj)
4."W otchłani"-Beth Revis (no nie powiem, okładka bardzo zachęcająca)
5."Pan lodowego ogrodu tom 1"-Jarosław Grzędowicz (przeczytane)






czwartek, 31 października 2013

"Chłopaki Anansiego"- Neil Gaiman


Anansi był afrykańskim bogiem, ale nie jakimś tam bogiem. Był pająkiem, zawsze sprawnie wplątywał i wyplątywał się z sytuacji, polegał na swoim sprycie, a nie na sile. Pięknie śpiewał i tańczył, zawsze miał ze sobą kapelusz, cytrynowe rękawiczki i naturalny, nonszalancki uśmiech, dzięki któremu kobietom miękły nogi, mimo że tamten mógł być ich dziadkiem. Kochał jedną kobietę i matkę naszych dwóch głównych bohaterów, Grubego Charliego i Spidera. Gruby Charlie, pomimo tego że już od dawna nie był gruby, mieszkał z tatą i wstydził się go. Miał mu za złe te jego wszystkie psikusy, których on był ofiarą. Potem przeprowadził się do Londynu, poznał Rosie i planowali nawet ślub, kiedy biedny Charlie dowiedział się, że ma brata. Spider odwiedził go i od tego się wszystko zaczęło. Spider, jak spider, sprawiał tyle samo (a może nawet więcej) problemów jak jego tata, Anansi. Dzięki jego umiejętności zaginania rzeczywistości, przyprawił Charliemu masę problemów, przez które tamten musiał zmienić swoje dotychczasowe, spokojne i monotonne życie.

„Ludzie przybierają kształty otaczających ich pieśni i historii, zwłaszcza jeśli nie mają własnych pieśni.”

To moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Książka jest tak jakby kontynuacją „Amerykańskich bogów”, ale to wcale nie przeszkadza i można zacząć czytać „Chłopaków Anansiego” nawet jeśli się nie skończyło lektury tamtej. Słyszałam dużo dobrych i złych opinii na temat Gaimana. Nie wiedziałam co będzie ze mną, czy go polubię czy przeciwnie. Na szczęście pisarz zdobył moją przychylność tym utworem.
Bardzo podoba mi się kreatywność, gdy sprawnie połączył świat rzeczywisty z fantastycznymi bogami, którzy już mają swoje miejsce w historii, a dokładniej w Afryce.
Gaiman sprawnie wplątywał swoje opowieści i wymyślonych bohaterów do starych afrykańskich wierzeń.
Historia trzyma w napięciu od początku do samego końca, dzięki czemu książkę pochłonęłam szybko. Plus też za humor, który, mimo że nie ma go na każdym kroku, jest po prostu świetny.

„Daisy spojrzała na niego z miną, którą mógłby przybrać Jezus, gdyby ktoś wyjaśnił mu właśnie, że ma chyba alergię na chleb i ryby, więc czy Zbawiciel nie zechciałby na boku stworzyć mu szybką sałatkę z kurczaka. Wyraz ten stanowił połączenie litości i niemal nieskończonego współczucia.”

Lektura zaskoczyła mnie pozytywnie, nie spodziewałam się, że aż tak mnie wciągnie. Okładka zdecydowanie zachęcającą,a czasu spędzonego nad tą książką na pewno nie uważam za straconego.
Pozdrawiam :)

sobota, 5 października 2013

"Achaja Tom. 1"- Andrzej Ziemiański


http://kochamksiazki.pl/wp-content/uploads/2011/03/ziemianski_achaj_t1.jpg 

 
„Achaja” to typowa książka fantasy, dla czytelników bez wygórowanych oczekiwań. Można między innymi znaleźć księżniczkę, tytułową Achaję, której wszyscy chcą się pozbyć, jednak ona brutalnie poszkodowana przez ludzi i cały świat hartuje się i nikt już nie może jej pokonać. Jest inteligentna, piękna i silna jak byk, chociaż kiedy autor opisywał przy każdej możliwej okazji jej siłę, to ja widziałam tylko obraz kobiety z umięśnieniem jak u typowego faceta, a to jakoś nie komponowało się z jej pociągającą urodą i jej cudownym tyłkiem, którego opisy możecie znaleźć zbyt często w tej książce.
Oczywiście są też inni bohaterzy. Na przykład Zaan z najlepszym przyjacielem Siriusem, albo mag Meredith. On wzbudził moje największe zainteresowanie, ponieważ jego rozmowy z niejakim Wirusem dają nam pojęcie o stworzeniu tego świata i jego przeznaczeniu, lub o zamiarach bogów panujących na tym świecie, co w mojej opinii jest trochę ciekawsze niż Achaja i jej walki,(uwaga spojler) w których zawsze wygrywa.
Teraz gdy zarysowałam wam całą fabułę, myślę że mogę przejść do minusów bardziej widocznych i przy tym niewyobrażalnie denerwujących podczas czytania, a jest to język.
O to proszę cytat idealnie obrazujący co się dokładnie dzieje z tym językiem w książce :

"– T… tak… – właśnie miała spytać, czy już ma zacząć krzyczeć kiedy Mistrz, stojąc dokładnie pomiędzy jej rozkraczonymi nogami, wbił pierwszą igiełkę.
– Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! – szarpnęła się, o mało nie zrywając więzów. Tym razem była już bardziej podatna na truciznę niż poprzednio.
– Nie… Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! – wbił drugą igiełkę. – Ja… Nie, ja… Ach… – przypomniała sobie. – Oddajcie port
Yach!!! – krzyknęła czując jak zdziera gardło. – Oddajcie… aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! port w Yach!!! Nie, nie, nie… Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! Wystarczy, proszę! Aaaaaaaaaaaaa!!! Oddajcie port w Yach!!! Oddajcie port, ratunku, kurwa, oddajcie ten pieprzony port, psia wasza mać, port oddajcie psy! Nie!!! Aaaaaaaaaaa… nie, nie, nie… Proszę! No proszę!
Oddajcie im ten zasrany port!!! Aaaa… – zaczęła płakać. – Wiecie, co oni ze mną robią?… Oddajcie im port… oddajcie port w…w… no zapomniałam, gdzie…
– W Yach – podpowiedział jeden z uczniów."

Po sześciuset stronach zbyt wielu wykrzykników i niepotrzebnych przedłużeń wyrazów głowa bolała mnie nie na żarty. Do tego nie można zapomnieć jeszcze o błędach ortograficznych, które doprowadzały mnie do szewskiej pasji.
Wulgaryzmy jednak dało się jako tako przełknąć, bo dodawały książce charakteru (mam nadzieję zamierzonego) świata pełnego intryg na poziomie arystokracji, a u biedoty brudu, smrodu i zbrodni, gdzie niewolnictwo było na porządku dziennym, a ludzi umierających kilka dni w męczarniach za kradzież chleba widziało się niejeden raz.
Abstrahując od wszystkich niedogodności, błędów i niepotrzebnych wykrzykników, „Achaja” ma jeden wielki plus, dzięki któremu przeczytałam całą książkę i dałam tak wysoką ocenę. Lektura wciąga. Przeczytałam ją w kilka dni i rzadko co się od niej odrywałam. Mogę więc ją polecić, ale tylko tym czytelnikom, którzy nie są zbyt wymagający, nie wiążą z tą pozycją zbyt wielkich nadziei, oraz mają trochę wolnego czasu, bo nie warto przedkładać tej pozycji nad inne, które macie w planach.
Ja sięgnę po drugi tom z czystej ciekawości :)
"Dwadzieścia żywych trupów ze mnie szydzi. Cóż za czasy nastały, żeby trupy, miast na cmentarzu leżeć, ludzi nachodziły."


poniedziałek, 23 września 2013

"Gwiazd naszych wina"-John Green


 http://ecsmedia.pl/c/gwiazd-naszych-wina-b-iext20705335.jpg

„To nasza tylko, nie gwiazd naszych wina.”- William Szekspir
W tej książce w pierwszej kolejności oczarował mnie tytuł. Jest on oryginalny, inny i jednocześnie zaciekawia czytelnika od pierwszego spojrzenia na okładkę. I tak ma być.
Zazwyczaj jednak odstraszają mnie półki „dla młodzieży”. Nie trafiają w moje gusta. Wielka miłość w samym środku zaciekłej walki wampirów i czarownic nigdy nie zapowiada się obiecująco, więc zwykle nie zapuszczam się w te tereny. Jednak tym razem tę lekturę wypatrzyłam u mojej siostry w pokoju, a jako że nie miałam co z sobą zrobić ostatnimi dniami-zabrałam się za czytanie.
"Ludzie opowiadają o odwadze chorych na raka i ja tej odwadze nie zaprzeczam(...). Ale zapewniam: w tamtej chwili byłabym bardzo, bardzo szczęśliwa, gdybym mogła po prostu umrzeć."

Hazel Grace ma 16 lat i choruje pierwotnie na raka trzustki z przerzutem do płuc, przez co wszędzie musi chodzić z butlą tlenową. Uczęszcza do Colleg'u, dużo śpi, a co tydzień uczestniczy w grupach wsparcia ludzi chorych na raka.
Na jednym ze spotkań coś się zmienia. Zauważa chłopaka, który jest tam pierwszy raz. Nazywa się Augustus Waters, jest przystojnym siedemnastolatkiem. Po tym dniu, życie Hazel odmienia się całkowicie. Już nie jest ta zniechęconą i znudzoną dziewczyną. Razem z Augustusem żyje pełnią życia, mimo że wie jak mało jej tego życia zostało.

"Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje."

Książka została napisana czarującym stylem. Pełno w niej przemyśleń na tematy dotyczące życia, codzienności i umierania. Lecz mimo wielu zalet, nie brak tu też minusów. Główni bohaterowie mają po 16 i 17 lat, a ich język oraz głębokie przemyślenia nie pasują do nastolatków z XXI wieku. Rozumiem, że ich pogląd na świat mógł się zmienić wraz z rakiem, z którym musieli cierpieć przez większość swojego życia, ale wydaje mi się, że autor lekko mieszał swoje własne przemyślenia z przemyśleniami bohaterów, przez co wychodziło, że Hazel czy Augustus zachowywali się jakby mieli trzy razy więcej lat za sobą niż aktualnie mieli. Poza tym miłość postaci była dość przekoloryzowana, a Augustus był zbyt wyidealizowany. Nie licząc tych kilku niedogodności książka wciągała strasznie, przyjemnie się ją czytało i mogę się założyć, że wielu osobom nie raz poleciały łzy przy czytaniu tej pozycji. Z czystym więc sercem polecam ją każdemu. Pozdrawiam :)


"-Nie zabijają, dopóki ich nie zapalisz - powiedział, kiedy samochód zatrzymał się przy nas. - A ja nigdy żadnego nie zapaliłem. Widzisz, to metafora: trzymasz w zębach czynnik niosący śmierć, ale nie dajesz mu mocy, by zabijał."


poniedziałek, 8 lipca 2013

"Musimy porozmawiać o Kevinie"- Lionel Shriver


 http://www.poczytaj.pl/okl/215000/215801.jpg


Cierpieć mogą tylko ludzie, którzy mają sumienie. Ukarać można tylko ludzi, którym w jakiś sposób można odebrać ich nadzieje lub odciąć od czegoś, co jest dla nich ważne, którzy martwią się tym, co myślą o nich inni. Ukarać można tylko ludzi, którzy mają w sobie choć odrobinę dobra.”

Eva Khatchadourian oraz Franklin Plaskett prowadzą szczęśliwe życie jako małżeństwo. Ich życie diametralnie się zmienia od czasu podjęcia decyzji o urodzeniu dziecka. Franklin jest zachwycony, całe dnie spędza na czytaniu poradników na temat ciąży lub wychowywania dzieci. Jego żona jednak nie jest przekonana, trawią ją wątpliwości. W końcu, po męczących dziewięciu miesiącach do ich życia wkracza Kevin. 

To dziecko już od najmłodszych lat było świetnym aktorem. Swój wstręt do wszystkiego idealnie zakrywał maską dziecinnej niewinności przy ojcu i przy innych ludziach. Tylko przy swojej mamie pokazywał swoją prawdziwą naturę. Ona już od początku wyczuwała, że będą z nim kłopoty. 
Ospałe, ale też pełne gracji ruchy, ormiańskie rysy po matce oraz jego zniesmaczona mina. Głębokie oczy z których nie dało się nic wyczytać. Zawsze nosił za małe ubrania, co doprowadzało jego matkę do szału. Kevin był bardzo inteligentny i świetnie kłamał. Już w bardzo młodym wieku swojego nieświadomego ojca owinął wokół palca, dzięki czemu tamten wierzył swojemu synowi w każde kłamstwo i zawsze stawał po jego stronie.
Wiele razy już dziwiłam się Evie, jak mogła wyjść za kogoś tak ślepego, kto nie zauważał jakich okropnych czynów dopuszczało się jego dziecko.
Za punkt kulminacyjny, Kevin obrał obrał sobie 8 kwietnia 1999 roku, kiedy to dzięki swojej masowej rzezi na uczniach jego szkoły stał się sławny w całych Stanach Zjednoczonych.

Chcesz usłyszeć jedną rzecz, której nie mogę ścierpieć w tym kraju? To brak odpowiedzialności. Wszystko, co jest złego w życiu Amerykanina, jest winą jakiegoś innego człowieka. Wszyscy palacze, którzy pozywają producentów papierosów i domagają się milionowych odszkodowań, od 40 lat doskonale zdają sobie sprawę z ryzyka. Nie potrafią rzucić palenia? Najlepiej zrzucić winę na koncern Phillip Morris.

Eva, której w tym dniu zawalił się cały świat musi żyć dalej. Co ona czuje? Na pewno czuje nienawiść sąsiadów, jest wręcz przez nich prześladowana. Dlaczego? A to dlatego, że ludzie muszą na kogoś tę winę zrzucić. Ciągana po wielu sądach, zmuszona sprzedać swoją firmę oraz odrzucona przez społeczeństwo nie rezygnuje z odwiedzania swojego syna w więzieniu. Mimo że ten człowiek zniszczył jej życie, ona wciąż go kocha.
Pozycja jest wypełniona emocjami, od rozczarowania poprzez złość aż do wybaczenia. Widzimy dramatyczną sytuację rodziny oczami matki w formie listów, w których wspomina tamte wydarzenia. Listy adresowane są do Franklina, jej męża. Eva tłumaczy w nich swoje postępowanie i pokazuje wszystko ze swojego punktu widzenia, jakby chciała, żeby w końcu zrozumiał dlaczego była tak nastawiona do ich syna.
Historia zmusza nas do pomyślenia, czy Kevin urodził się zły, czy to wina matki? Dlaczego młodzi ludzie dopuszczają się takich zbrodni?
Porozmawiajmy o Kevinie, bo warto.

Tajemnica polega na tym, że nie ma żadnej tajemnicy.”

czwartek, 4 lipca 2013

"Kroniki Jakuba Wędrowycza"- Andrzej Pilipiuk


 http://ecsmedia.pl/c/kroniki-jakuba-wedrowycza-b-iext8614027.jpg


"W kącie szopy zbudował kojec, w którym przybierały stopniowo na wadze jego dwa prosiaki: Mielony i Schabowy. Jakub sam wymyślił te imiona i był z siebie bardzo dumny."

Na pewno wiele osób słyszało o niejakim Jakubie Wędrowyczu, bohaterze właśnie recenzowanej przeze mnie książki. 83-letni staruszek mieszkający w małej wsi Wojsławice. Poznać go można po starych, niemytych od kilku tygodni ubraniach, sztywnych od brudu skarpetkach i oczywiście gumofilcach bez których się nigdzie nie rusza. Z zawodu egzorcysta-amator, specjalista w sprawach nadnaturalnych, wytwórca bimbru oraz kłusownik. Mimo starych kości, które przeżyły obie wojny i więcej, sprawnie jeszcze wyskakuje przez okno, albo ucieka przed policją. Jego błyskotliwe pomysły nieraz już wyciągnęły go z nie lada kłopotów, a mnie przysporzyły uśmiech na cały dzień. W wolnych chwilach bije rekordy promili we krwi, albo po prostu popija ze swoimi kolegami bimber własnej roboty.

-Znajduje się w stanie dalekim od przytomności, ale to o niczym nie świadczy. Jak wynika z danych zebranych przez misje etnograficzne, tubylcy raz w miesiącu obchodzą huczne święto nazywane przez nich wypłatą. Z reguły wówczas piją specyfik wywołujący u nich ostre zaburzenia czynności życiowych.”

Książka składa się na kilkanaście luźnych opowiadań o życiu i codzienności Jakuba Wędrowycza. Czytamy o tym jak to nasz bohater wyganiał duchy z domów przestraszonych obywateli, albo jak spędzał swoje pierwsze w życiu wakacje, mimo że szkołę skończył z osiemdziesiąt lat wcześniej. Poznajemy też jego wnuka, dla którego najwyraźniej dziadek jest wzorem, co nie wróży nic dobrego w przyszłości.

Już drugi raz czytam książkę napisaną przez Andrzeja Pilipiuka, lecz to jest moja pierwsza styczność z Wędrowyczem. Humor tej pozycji rozkłada na łopatki swoim absurdem, co bardzo skutecznie leczy niezadowolenie lub zmęczenie czytelnika przeobrażając w uśmiech niedowierzania kiedy główny bohater znów zrobi coś głupiego lub podejrzanego.

-Cholera, to na nic- powiedział Wędrowicz.- Trza mu dać pół litra. Jak się odpowiednio narąbie, to i po chińsku będzie gadał.”

Jestem przekonana, że na jednym tomie tej kopalni rubasznego humoru i absurdu nie spocznę i zabiorę się za następne części przygód egzorcysty.
Czy warto przeczytać? Warto, bo nigdy nie wiesz czy przypadkiem akurat ta seria nie zostanie Twoją ulubioną.

Do wynajęcia
Najlepszy cywilny egzorcysta w kraju.
Jakub Wędrowycz.”

poniedziałek, 1 lipca 2013

"Nie jestem seryjnym mordercą"- Dan Wells


 http://ecsmedia.pl/c/nie-jestem-seryjnym-morderca-b-iext6293160.jpg



John to piętnastoletni socjopata, którego największym zainteresowaniem są seryjni mordercy. Mógłby mówić o nich godzinami. Ma najlepszego kumpla Maxa, którego nawet nie lubi, ale trzyma się z nim żeby zachować pozory normalności. W każdy czwartek chodzi na spotkania ze swoim terapeutą, doktorem Neblinem, a w wolnym czasie pomaga swojej mamie oraz ciotce w ich rodzinnej firmie, czyli zakładzie pogrzebowym. Podaje im potrzebne narzędzia, przytrzymuje zwłoki, w czasie gdy ktoś inny je dezynfekuje. Normalne życie pokręconego nastolatka zmienia się diametralnie, gdy dowiaduje, iż niejaki Jeb Jolley prawdopodobnie został zamordowany. Potem następują kolejne morderstwa bardzo podobne do tego poprzedniego. Seryjny morderca zawitał do miasteczka, a John chce odkryć kim on jest.

„– Mam też zasadę dotyczącą zwierząt – ciągnąłem dalej. – Pamięta pan, co zrobiłem z chomikiem?
Neblin roześmiał się nerwowo.
– Chomik z pewnością tego nie pamięta... „

Na okładce jak wół jest napisane dla fanów „Dextera”. Próbowałam kiedyś obejrzeć serial „Dexter”, ale nie byłam w stanie przebrnąć przez kilka pierwszych odcinków, bo mnie nudziło. Fanką mnie nie można nazwać, dlatego miałam nadzieję, że książka „Nie jestem seryjnym mordercą” okaże się miłym zaskoczeniem. I tak się stało.

Ukazuje ona nastolatka, który nie odczuwa empatii oraz innych najprostszych emocji, nie umie się dogadywać z innymi i czuje się jakby wszystko przeżywał na uboczu tylko się przypatrując ludziom mówiącym zupełnie dla niego niezrozumiałym językiem jakim są uczucia. Jedyne co czuje to chęć zabijania i tą mroczną część domagającom się widoku krwi nazwał „Pan Potwór” i zagnieźdźił ją głęboko, schował aby nikt nigdy nie musiał zobaczyć jego prawdziwej natury. Próbował być normalny. On nie chciał być seryjnym mordercą, nie chciał być zły i musiał z tym walczyć każdego dnia. Ustalał sam sobie zasady, żeby trzymać potwora w ryzach, udawało mu się ...do czasu aż musiał stanąć do walki z czymś potężniejszym i bardziej niebezpiecznym niż on sam.

Prawdziwy strach nie pochodzi od ogromnych potworów, lecz od małych, niewinnie wyglądających ludzi.(...)
Ludzi takich jak ja.
Naszego nadejścia nikt nie zauważa. „

Muszę rzec, iż książka jest nie tylko ciekawa, ale też przydatna. Możesz dowiedzieć się jak balsamowac zwłoki (w książce jest naprawdę wszystko dokładnie opisane), kim był Ed Gein lub chociażby Ted Bundy, albo czym charakteryzują się seryjni mordercy, na jakie typy się dzielą.
Książka warta polecenia, język jest bardzo przystępny, przyjemnie się czyta i mam nadzieję się zabrać za następną część, bo jestem ciekawa jak się dalej sprawy potoczą, a jak na razie zachęcam do przeczytania „Nie jestem seryjnym mordercą”.

"Muszę oglądać, jak ciała otwierają się niczym kwiaty i mówią mi o wszystkich swoich tajemnicach"

czwartek, 27 czerwca 2013

Pierwszy stosik.

Więc, postanowiłam pokazać Wam mój niewielki stosik przygotowany na wakacje, które zbliżają się już wielkimi krokami oraz pochwalić się moim kindle, ponieważ kupiłam go niedawno i jestem zachwycona. Polecam każdemu kto nie jest do końca zdecydowany co do kupna czytnika, naprawdę warto.


Po kolei:
-"Kroniki Jakuba Wędrowycza"- Andrzej Pilipiuk
-"Księżniczka z lodu"- Camilla Lackberg
-"Nie jestem seryjnym mordercą"- Dan Wells
-"Musimy porozmawiać o Kevinie"-Lionel Shriver
-"Nawałnica mieczy: stal i śnieg"- George R. R. Martin

Naprawdę nie mogę się już doczekać aż przeczytam te wszystkie książki, ponieważ niektórych szukałam już od bardzo dawna, więc zabieram się za czytanie, a Wam życzę miło spędzonych i radosnych wakacji.
Pozdrawiam :)

piątek, 21 czerwca 2013

"Zrób mi jakąś krzywdę"-Jakub Żulczyk


http://www.matras.pl/media/catalog/product/cache/1/image/9df78eab33525d08d6e5fb8d27136e95/z/r/zrob_mi_jakas_krzywde_czyli_wszystkie_gry_video_sa_o_milosci_IMAGE1_235259.jpg_3.jpg

Witam, na moim nowych blogu i mam nadzieję, że utrzymam się tu dosyć długo. Nigdy nie umiem pisać długich wstępów, więc zacznę od recenzji ;)





„Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz, chodź, pocałuję cię w trzecie oko, chodź, pocałuję cię w czoło, w głowę, w stopę, w pępek, w kolano, w knykieć, w sutki, w pępek, w duszę, chodź, pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. W samo serce.”

Dawid, Dwudziesto-pięcioletni filozof młodego pokolenia ociekający cynizmem oraz zniesmaczeniem monotonnością życia codziennego, spotkał miłość swojego życia. Starzejący się człowiek kończący studia i któremu powoli pojawiają się zakola zakochuje się w o dziesięć lat młodszej Kaśce, piegowatej księżniczce z blado mleczną prawie przezroczystą skórą, blond włosami oraz w koszulce metalowego zespołu swojego brata. Chudzinka uzależniona od grania w nintendo oraz wszystkich innych gier, które zostały kiedykolwiek wydane na światło dzienne.
Prawdziwa miłość w tanim opakowaniu, przegniłym środowisku, gdzie papierosy się pali jako obiad, a piwo jest stałą częścią tła, dekoracji.

„Zakochałem się, mówię, przekrzywiając głowę w jej kierunku: jestem bezradny, jestem jak organiczna definicja angielskiego słówka „pathetic", jestem jak podstarzały Donnie Darko, jestem potencjalnym samobójcą z miłości przez utopienie, jestem jak otwarta czakra, cieknący kran i krwawiący nos.”

Wszystko było by pięknie jak w bajce, on się zakochał ona też była zafascynowana, problemem było tylko to, że Księżniczka przyjechała do Polski tylko na wakacje, a jutro wyjeżdża do Paryża. Dawida zaślepionego uczuciem to nie powstrzymało i jako, że był kreatywny i najnormalniej w świecie pierdolnięty postanowił ją porwać. To nie było jednak takie porwanie jakiego się spodziewacie, bo Kaśka się zgodziła na to. Ona pragnęła przygody, nowej gry toczącej się w rzeczywistości i teraźniejszości. Tylko parę dni, potem będzie już wszystko tak jak dawniej.
„Porwanie” trwało dziesięć dni i te dziesięć dni właśnie były zlepkiem najdziwniejszych i najbardziej nieprawdopodobnych zdarzeń jakie się zdarzyły w ich w życiu. Spotkali Pana Wiktora, na wskroś dobrego. o wręcz Chrystusowej twarzy, przeciwnika przemocy, niezależnego artystę- „Kurwa, to nie tylko szaleniec. To po prostu debil.”-jak skromnie opisał go Dawid. Niedługo potem niewinne porwanie zamieniło się w pościg za ujaranymi anarchistami,weganami w niemytych dreadach oraz za rosyjskimi ufo, porywającymi biednych obywateli Rzeczpospolitej.

„Przysięgam, że nigdy w życiu, ale to nigdy, aż do końca pierdolonego świata, przez wszystkie starości i młodości, przez wszystkie śmierci i narodziny, przez wszystkie gówno warte inicjacje i zakończenia, przysięgam na Veddera, Jezusa, Kapitana Planetę, Ojca, na wszystkie momenty, w których zrywał - budził mnie - zastanawiał, ten delikatny szept Czegoś Więcej, oddech Przeżycia, smak Przyszłego Wspomnienia, nieważne, czy było to podczas słuchania kaset, oglądania seriali, imprezowych agonii, obejmowania, ruchania, patrzenia, myślenia - przysięgam, że nigdy w życiu jej nie opuszczę.”


Nigdy wcześniej nie przeczytałam żadnej książki, która wyszła spod pióra niejakiego Jakuba Żulczyka i żałuję, że dopiero teraz się za to wzięłam. Styl pisania jest wręcz mistrzowski, sztuka na najwyższym poziomie, levelu czy czymkolwiek. Wszystko dzieję się w Polsce i autor świetnie odwzorował codzienność w naszym kraju. Polecam ją każdemu, choć nie wszystkim może się spodobać. Ja osobiście się w niej zakochałam.

„Zakochałem się wczoraj o trzynastej dwadzieścia. Na zewnątrz było jakieś czterdzieści stopni, upał obierał nas ze skóry jak wrzątek pomidory, jak na Golgotę taszczyliśmy do wnętrza domu skrzynki piwa z promocyjnymi otwieraczami, torby prawie nieświeżego, ostrego mięsa, ciepłą wódę, butelki mętnej, barwionej i aromatyzowanej wody, kartony papierosów z promocyjnymi zapalniczkami. 
  
Dodałam tu naprawdę dużo cytatów, bo uważam, iż są piękne i gdyby nie to, że nie chcę Was nimi zanudzać, dodałabym ich jeszcze ze dwadzieścia. Pozdrawiam;)