poniedziałek, 23 września 2013

"Gwiazd naszych wina"-John Green


 http://ecsmedia.pl/c/gwiazd-naszych-wina-b-iext20705335.jpg

„To nasza tylko, nie gwiazd naszych wina.”- William Szekspir
W tej książce w pierwszej kolejności oczarował mnie tytuł. Jest on oryginalny, inny i jednocześnie zaciekawia czytelnika od pierwszego spojrzenia na okładkę. I tak ma być.
Zazwyczaj jednak odstraszają mnie półki „dla młodzieży”. Nie trafiają w moje gusta. Wielka miłość w samym środku zaciekłej walki wampirów i czarownic nigdy nie zapowiada się obiecująco, więc zwykle nie zapuszczam się w te tereny. Jednak tym razem tę lekturę wypatrzyłam u mojej siostry w pokoju, a jako że nie miałam co z sobą zrobić ostatnimi dniami-zabrałam się za czytanie.
"Ludzie opowiadają o odwadze chorych na raka i ja tej odwadze nie zaprzeczam(...). Ale zapewniam: w tamtej chwili byłabym bardzo, bardzo szczęśliwa, gdybym mogła po prostu umrzeć."

Hazel Grace ma 16 lat i choruje pierwotnie na raka trzustki z przerzutem do płuc, przez co wszędzie musi chodzić z butlą tlenową. Uczęszcza do Colleg'u, dużo śpi, a co tydzień uczestniczy w grupach wsparcia ludzi chorych na raka.
Na jednym ze spotkań coś się zmienia. Zauważa chłopaka, który jest tam pierwszy raz. Nazywa się Augustus Waters, jest przystojnym siedemnastolatkiem. Po tym dniu, życie Hazel odmienia się całkowicie. Już nie jest ta zniechęconą i znudzoną dziewczyną. Razem z Augustusem żyje pełnią życia, mimo że wie jak mało jej tego życia zostało.

"Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje."

Książka została napisana czarującym stylem. Pełno w niej przemyśleń na tematy dotyczące życia, codzienności i umierania. Lecz mimo wielu zalet, nie brak tu też minusów. Główni bohaterowie mają po 16 i 17 lat, a ich język oraz głębokie przemyślenia nie pasują do nastolatków z XXI wieku. Rozumiem, że ich pogląd na świat mógł się zmienić wraz z rakiem, z którym musieli cierpieć przez większość swojego życia, ale wydaje mi się, że autor lekko mieszał swoje własne przemyślenia z przemyśleniami bohaterów, przez co wychodziło, że Hazel czy Augustus zachowywali się jakby mieli trzy razy więcej lat za sobą niż aktualnie mieli. Poza tym miłość postaci była dość przekoloryzowana, a Augustus był zbyt wyidealizowany. Nie licząc tych kilku niedogodności książka wciągała strasznie, przyjemnie się ją czytało i mogę się założyć, że wielu osobom nie raz poleciały łzy przy czytaniu tej pozycji. Z czystym więc sercem polecam ją każdemu. Pozdrawiam :)


"-Nie zabijają, dopóki ich nie zapalisz - powiedział, kiedy samochód zatrzymał się przy nas. - A ja nigdy żadnego nie zapaliłem. Widzisz, to metafora: trzymasz w zębach czynnik niosący śmierć, ale nie dajesz mu mocy, by zabijał."