czwartek, 7 listopada 2013

"W otchłani"-Beth Revis


 http://ecsmedia.pl/c/w-otchlani-b-iext7140120.jpg

Szesnastoletnia Amy zostaje zamrożona na statku zwanym „Błogosławionym”, których poleci i za trzysta lat odwiedzi nową planetę. Mimo że niechętnie zostawia na ziemi swojego chłopaka Jasona i wujków, wyrusza dla swoich rodziców i daje sobie wlewać różne płyny i zamknąć się komorze. Może już nigdy się nie obudzić. Jest wiele „ale” w całej tej misji.
Później, kilkaset lat później, poznajemy Starszego, który urodził się mieszkał na statku. Nigdy nie widział prawdziwego słońca, a jak wygląda życie na ziemi, może on przypuszczać tylko z dokumentów i zdjęć. Do tego ma niedługo zostać przywódcą i władcą. Statek skrywa wiele tajemnic, a on widzi tylko wierzchołek góry lodowej.
Wszystko zaczyna się gdy ktoś próbuje zamordować Amy, przy okazji rozmrażając ją i dając jej okazję na poznanie Starszego oraz zobaczenie co złego dzieję się na „Błogosławionym”.

Przyznam szczerze, że bardzo rzadko sięgam po książki oznaczone sci-fi. Tutaj jednak się nie wahałam. Po pierwsze okładka przyciągnęła moją uwagę i nie mogłam tej pozycji tak po prostu ominąć. Po drugie, zapowiadała się bardzo ciekawie a i recenzje, na które się natykałam prawie zawsze były pozytywne. Więc zaczęłam ją czytać i wpadłam. Zakochałam się w niej i w jej postaciach, bardzo ciekawie wykreowanych. Zarówno Amy jak i Starszy byli głównymi bohaterami i widzieliśmy jak obaj inaczej patrzą na to, co się wokół nich dzieje. Współczułam Amy i dopingowałam Starszemu. Podobało mi się to, jak Najstarszy wyplątywał się z różnych kłamstw i oburzało mnie, że ludzie tego nie zauważają, ale tego też był pewien powód, o którym się dowiecie, jak tylko przeczytacie książkę(a ja nie chcę Wam spojlerować). Trochę kłopotu było z tym, że wszystkie wydarzenia odbywały się na statku, który przyprawiał mnie o klaustrofobię i nie mogłabym sobie wyobrazić życia w zamkniętym pomieszczeniu, którego nie można opuścić, a nawet jakby ktoś chciał to skutkiem tego byłaby niechybna śmierć.

„Błogosławiony” skrywał tajemnice, które krok po kroku odkrywałam razem z bohaterami. Pozycja zawierała wartką akcję,ciekawie przeplatające się wydarzenia, zaskakujące zwroty akcji oraz wszystko czego spodziewałam się lub chciałam ujrzeć w tej pozycji. Nie jestem zawiedziona, nie mogę się doczekać przeczytania następnych części i z czystym sercem polecam:)

„Chciałem cię tylko poznać. Nie wiedziałem, że zniszczę całe twoje życie.”

niedziela, 3 listopada 2013

Niewielki listopadowy stosik

Może niewielki, ale jaki cudowny. Nie mogę się doczekać niektórych pozycji, które już od jakiegoś czasu wołają do mnie z półki "przeczytaj mnie, przeczytaj mnie!"
Ciągle nie wiem jakim cudem znalazłam książki, których szukałam od tak dawna :)


Zacznę od dołu:
1."Diuna"-Frank Herbert
2."Amerykańscy bogowie"-Neil Gaiman
3."Chłopaki Anansiego"-Neil Gaiman (przeczytane, recenzje znajdziecie tutaj)
4."W otchłani"-Beth Revis (no nie powiem, okładka bardzo zachęcająca)
5."Pan lodowego ogrodu tom 1"-Jarosław Grzędowicz (przeczytane)






czwartek, 31 października 2013

"Chłopaki Anansiego"- Neil Gaiman


Anansi był afrykańskim bogiem, ale nie jakimś tam bogiem. Był pająkiem, zawsze sprawnie wplątywał i wyplątywał się z sytuacji, polegał na swoim sprycie, a nie na sile. Pięknie śpiewał i tańczył, zawsze miał ze sobą kapelusz, cytrynowe rękawiczki i naturalny, nonszalancki uśmiech, dzięki któremu kobietom miękły nogi, mimo że tamten mógł być ich dziadkiem. Kochał jedną kobietę i matkę naszych dwóch głównych bohaterów, Grubego Charliego i Spidera. Gruby Charlie, pomimo tego że już od dawna nie był gruby, mieszkał z tatą i wstydził się go. Miał mu za złe te jego wszystkie psikusy, których on był ofiarą. Potem przeprowadził się do Londynu, poznał Rosie i planowali nawet ślub, kiedy biedny Charlie dowiedział się, że ma brata. Spider odwiedził go i od tego się wszystko zaczęło. Spider, jak spider, sprawiał tyle samo (a może nawet więcej) problemów jak jego tata, Anansi. Dzięki jego umiejętności zaginania rzeczywistości, przyprawił Charliemu masę problemów, przez które tamten musiał zmienić swoje dotychczasowe, spokojne i monotonne życie.

„Ludzie przybierają kształty otaczających ich pieśni i historii, zwłaszcza jeśli nie mają własnych pieśni.”

To moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Książka jest tak jakby kontynuacją „Amerykańskich bogów”, ale to wcale nie przeszkadza i można zacząć czytać „Chłopaków Anansiego” nawet jeśli się nie skończyło lektury tamtej. Słyszałam dużo dobrych i złych opinii na temat Gaimana. Nie wiedziałam co będzie ze mną, czy go polubię czy przeciwnie. Na szczęście pisarz zdobył moją przychylność tym utworem.
Bardzo podoba mi się kreatywność, gdy sprawnie połączył świat rzeczywisty z fantastycznymi bogami, którzy już mają swoje miejsce w historii, a dokładniej w Afryce.
Gaiman sprawnie wplątywał swoje opowieści i wymyślonych bohaterów do starych afrykańskich wierzeń.
Historia trzyma w napięciu od początku do samego końca, dzięki czemu książkę pochłonęłam szybko. Plus też za humor, który, mimo że nie ma go na każdym kroku, jest po prostu świetny.

„Daisy spojrzała na niego z miną, którą mógłby przybrać Jezus, gdyby ktoś wyjaśnił mu właśnie, że ma chyba alergię na chleb i ryby, więc czy Zbawiciel nie zechciałby na boku stworzyć mu szybką sałatkę z kurczaka. Wyraz ten stanowił połączenie litości i niemal nieskończonego współczucia.”

Lektura zaskoczyła mnie pozytywnie, nie spodziewałam się, że aż tak mnie wciągnie. Okładka zdecydowanie zachęcającą,a czasu spędzonego nad tą książką na pewno nie uważam za straconego.
Pozdrawiam :)