„Achaja” to typowa książka
fantasy, dla czytelników bez wygórowanych oczekiwań. Można między innymi
znaleźć księżniczkę, tytułową Achaję, której wszyscy chcą
się pozbyć, jednak ona brutalnie poszkodowana przez ludzi i cały
świat hartuje się i nikt już nie może jej pokonać. Jest
inteligentna, piękna i silna jak byk, chociaż kiedy autor opisywał
przy każdej możliwej okazji jej siłę, to ja widziałam tylko
obraz kobiety z umięśnieniem jak u typowego faceta, a to jakoś nie
komponowało się z jej pociągającą urodą i jej cudownym tyłkiem,
którego opisy możecie znaleźć zbyt często w tej książce.
Oczywiście są też inni bohaterzy. Na
przykład Zaan z najlepszym przyjacielem Siriusem, albo mag Meredith.
On wzbudził moje największe zainteresowanie, ponieważ jego rozmowy
z niejakim Wirusem dają nam pojęcie o stworzeniu tego świata i
jego przeznaczeniu, lub o zamiarach bogów panujących na tym
świecie, co w mojej opinii jest trochę ciekawsze niż Achaja i jej
walki,(uwaga spojler) w których zawsze wygrywa.
Teraz gdy zarysowałam wam całą
fabułę, myślę że mogę przejść do minusów bardziej widocznych
i przy tym niewyobrażalnie denerwujących podczas czytania, a jest
to język.
O to proszę cytat idealnie obrazujący
co się dokładnie dzieje z tym językiem w książce :
"– T… tak… – właśnie miała
spytać, czy już ma zacząć krzyczeć kiedy Mistrz, stojąc
dokładnie pomiędzy jej rozkraczonymi nogami, wbił pierwszą
igiełkę.
– Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! – szarpnęła się, o mało nie zrywając więzów. Tym razem była już bardziej podatna na truciznę niż poprzednio.
– Nie… Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! – wbił drugą igiełkę. – Ja… Nie, ja… Ach… – przypomniała sobie. – Oddajcie port
Yach!!! – krzyknęła czując jak zdziera gardło. – Oddajcie… aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! port w Yach!!! Nie, nie, nie… Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! Wystarczy, proszę! Aaaaaaaaaaaaa!!! Oddajcie port w Yach!!! Oddajcie port, ratunku, kurwa, oddajcie ten pieprzony port, psia wasza mać, port oddajcie psy! Nie!!! Aaaaaaaaaaa… nie, nie, nie… Proszę! No proszę!
Oddajcie im ten zasrany port!!! Aaaa… – zaczęła płakać. – Wiecie, co oni ze mną robią?… Oddajcie im port… oddajcie port w…w… no zapomniałam, gdzie…
– W Yach – podpowiedział jeden z uczniów."
– Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! – szarpnęła się, o mało nie zrywając więzów. Tym razem była już bardziej podatna na truciznę niż poprzednio.
– Nie… Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! – wbił drugą igiełkę. – Ja… Nie, ja… Ach… – przypomniała sobie. – Oddajcie port
Yach!!! – krzyknęła czując jak zdziera gardło. – Oddajcie… aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! port w Yach!!! Nie, nie, nie… Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! Wystarczy, proszę! Aaaaaaaaaaaaa!!! Oddajcie port w Yach!!! Oddajcie port, ratunku, kurwa, oddajcie ten pieprzony port, psia wasza mać, port oddajcie psy! Nie!!! Aaaaaaaaaaa… nie, nie, nie… Proszę! No proszę!
Oddajcie im ten zasrany port!!! Aaaa… – zaczęła płakać. – Wiecie, co oni ze mną robią?… Oddajcie im port… oddajcie port w…w… no zapomniałam, gdzie…
– W Yach – podpowiedział jeden z uczniów."
Po sześciuset stronach zbyt wielu
wykrzykników i niepotrzebnych przedłużeń wyrazów głowa bolała
mnie nie na żarty. Do tego nie można zapomnieć jeszcze o błędach
ortograficznych, które doprowadzały mnie do szewskiej pasji.
Wulgaryzmy jednak dało się jako tako
przełknąć, bo dodawały książce charakteru (mam nadzieję
zamierzonego) świata pełnego intryg na poziomie arystokracji, a u
biedoty brudu, smrodu i zbrodni, gdzie niewolnictwo było na porządku
dziennym, a ludzi umierających kilka dni w męczarniach za kradzież
chleba widziało się niejeden raz.
Abstrahując od wszystkich
niedogodności, błędów i niepotrzebnych wykrzykników, „Achaja”
ma jeden wielki plus, dzięki któremu przeczytałam całą książkę
i dałam tak wysoką ocenę. Lektura wciąga. Przeczytałam ją w
kilka dni i rzadko co się od niej odrywałam. Mogę więc ją
polecić, ale tylko tym czytelnikom, którzy nie są zbyt wymagający,
nie wiążą z tą pozycją zbyt wielkich nadziei, oraz mają trochę
wolnego czasu, bo nie warto przedkładać tej pozycji nad inne, które
macie w planach.
Ja sięgnę po drugi tom z czystej ciekawości :)
Ja sięgnę po drugi tom z czystej ciekawości :)
"Dwadzieścia żywych trupów ze mnie szydzi. Cóż za czasy nastały, żeby trupy, miast na cmentarzu leżeć, ludzi nachodziły."
Jestem ciekawa twórczości polskich autorów, a tym bardziej, że fabuła brzmi na prawdę ciekawie. Jestem gotowa przeczytac :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jej w planach, ale zaciekawilaś mnie
OdpowiedzUsuńja z kolei nie mam do fantastyki przekonania. wychodzę z założenia, że w zwykłym życiu dzieje się tak wiele niesamowitych historii, że wcale daleko szukać ich nie trzeba. Achaje sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńJa właśnie za to uwielbiam fantastykę, że może się w niej wydarzyć cokolwiek i jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia autora :)
UsuńWłaśnie jestem w trakcie czytania :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i jednak bardziej mi sie podobała ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ostatnio poświęcam czas tylko na tak zwane "hity", więc raczej sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńO tak, ten cytat o trupach jest fenomenalny :) Żałuję, że też nie dodałam go w recenzji :)
OdpowiedzUsuń