Anansi był afrykańskim bogiem, ale
nie jakimś tam bogiem. Był pająkiem, zawsze sprawnie wplątywał i
wyplątywał się z sytuacji, polegał na swoim sprycie, a nie na
sile. Pięknie śpiewał i tańczył, zawsze miał ze sobą
kapelusz, cytrynowe rękawiczki i naturalny, nonszalancki uśmiech,
dzięki któremu kobietom miękły nogi, mimo że tamten mógł być
ich dziadkiem. Kochał jedną kobietę i matkę naszych dwóch
głównych bohaterów, Grubego Charliego i Spidera. Gruby Charlie,
pomimo tego że już od dawna nie był gruby, mieszkał z tatą i
wstydził się go. Miał mu za złe te jego wszystkie psikusy,
których on był ofiarą. Potem przeprowadził się do Londynu, poznał
Rosie i planowali nawet ślub, kiedy biedny Charlie dowiedział się,
że ma brata. Spider odwiedził go i od tego się wszystko zaczęło.
Spider, jak spider, sprawiał tyle samo (a może nawet więcej)
problemów jak jego tata, Anansi. Dzięki jego umiejętności
zaginania rzeczywistości, przyprawił Charliemu masę problemów,
przez które tamten musiał zmienić swoje dotychczasowe, spokojne i
monotonne życie.
„Ludzie przybierają kształty
otaczających ich pieśni i historii, zwłaszcza jeśli nie mają
własnych pieśni.”
To moje pierwsze spotkanie z tym
autorem. Książka jest tak jakby kontynuacją „Amerykańskich
bogów”, ale to wcale nie przeszkadza i można zacząć czytać
„Chłopaków Anansiego” nawet jeśli się nie skończyło lektury
tamtej. Słyszałam dużo dobrych i złych opinii na temat Gaimana.
Nie wiedziałam co będzie ze mną, czy go polubię czy przeciwnie.
Na szczęście pisarz zdobył moją przychylność tym utworem.
Bardzo podoba mi się kreatywność,
gdy sprawnie połączył świat rzeczywisty z fantastycznymi bogami,
którzy już mają swoje miejsce w historii, a dokładniej w Afryce.
Gaiman sprawnie wplątywał swoje
opowieści i wymyślonych bohaterów do starych afrykańskich
wierzeń.
Historia trzyma w napięciu od początku
do samego końca, dzięki czemu książkę pochłonęłam szybko.
Plus też za humor, który, mimo że nie ma go na każdym kroku, jest
po prostu świetny.
„Daisy spojrzała na niego z miną,
którą mógłby przybrać Jezus, gdyby ktoś wyjaśnił mu właśnie,
że ma chyba alergię na chleb i ryby, więc czy Zbawiciel nie
zechciałby na boku stworzyć mu szybką sałatkę z kurczaka. Wyraz
ten stanowił połączenie litości i niemal nieskończonego
współczucia.”
Lektura zaskoczyła mnie pozytywnie,
nie spodziewałam się, że aż tak mnie wciągnie. Okładka
zdecydowanie zachęcającą,a czasu spędzonego nad tą książką na
pewno nie uważam za straconego.
Pozdrawiam :)
Wydaje się obiecującą książką! :D
OdpowiedzUsuńDobrze się składa, bo widziałam ją u mojego brata :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyjrzeć się bliżej twórczości Gaimana, dużo dobrego o nim słyszałam :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam do wzięcia udziału w moim pierwszym autorskim WYZWANIU czytelniczym "Literacka Korona Ziemi" :) Będzie mi bardzo miło, jeżeli Ci się spodoba :) Wyzwanie skierowane jest również do osób nie posiadających blogów.
OdpowiedzUsuńWszystkie informacje znajdziesz na moim blogu w zakładce "Literacka Korona Ziemi" :)
Raczej nie skorzystam :)
UsuńZapoluję na nią w wolnej chwili ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!